Co roku tysiące turystów, wspinaczy, narciarzy i snowboardzistów doświadcza różnego rodzaju wypadków na górskich zboczach. Jednym z największych zagrożeń, które może zranić lub pozbawić życia jednocześnie wiele osób, pozostają oczywiście lawiny. Mogą one zaskoczyć znienacka każdego z nas, głównie z powodu szybko zmieniających się warunków atmosferycznych na dużych wysokościach. Sygnałów nadchodzącej lawiny nie rozpozna w stu procentach nawet najdoskonalszy monitoring służb ratowniczych. W przetrwaniu spotkania z rozpędzoną chmurą śniegu i lodu pomoże nam plecak lawinowy, który jest w stałym wyposażeniu wielu miłośników szybkiej jazdy po stokach.
Pierwsze plecaki lawinowe zaprezentowano w latach 80. XX wieku. Były one wówczas imponującym przełomem w dziedzinie bezpieczeństwa. Ich wynalazcy wykorzystali dobrze znany fakt – zsuwająca się z ogromną prędkością lawina śnieżna z punktu widzenia fizyki zachowuje się bowiem jak zwykła ciecz. Wpadli więc na pomysł ukrytej w plecaku nadmuchującej się poduszki powietrznej, która utrzymuje na powierzchni lawiny złapanego przez nią człowieka. Gdy chmura śniegu i lodu zatrzymuje się, ofiara nie jest głęboko przysypana, dzięki temu ma szansę zostać szybko znaleziona i odkopana przez ratowników.
Od tamtej pory plecaki lawinowe rozwinęły się w kilku rożnych kierunkach, znacząco poprawiając swoją funkcjonalność. Warto jednak pamiętać, że nawet najnowocześniejsze model nie chronią właściciela przed poważnymi skutkami spotkania z żywiołem, takimi jak złamania kości. Ich jedynym zadaniem jest utrzymanie go jak najbliżej powierzchni. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że to my samodzielnie uruchamiamy poduszkę, zazwyczaj po pociągnięciu specjalnej rączki. Jeżeli nie zareagujemy odpowiednio szybko, stracimy tą możliwość.
Przy wyborze plecaka lawinowego warto wziąć pod uwagę nie tylko jego cenę, ale także koszty eksploatacji. W modelach z butlami musimy np. uzupełniać gaz, niektóre z nich mają też dość ograniczony czas przydatności, po którym należy je zamienić na nowe. Poza tym, nawet jeżeli nie byliśmy uczestnikiem wypadków, i tak będziemy zmuszeni uruchamiać system każdorazowo przed wycieczką w góry, by przetestować jego poprawne działanie, co może nas trochę kosztować.