Historia miejskiego golfa sięga początku XXI wieku i wiąże się z Wielką Brytanią oraz Jeremy'm Feakesem. W przeciwieństwie do tradycyjnej wersji tego sportu, miejski golf nie jest rozgrywany w ściśle określonym miejscu, czyli najczęściej na kilkuhekatorych terenach, porośniętych bardzo nisko przystrzyżoną trawą, na których wyznaczone jest 18 dołków.
Polem gry dla tej dyscypliny, znanej również pod nazwami urban golf, city golf lub turbo golf, jest przestrzeń miejska. Gra może toczyć się na ulicy lub boisku sportowym, a także w parku, starej fabryce czy na dachu budynku. W wyborze miejsca ogranicza nas wyłącznie nasza wyobraźnia. Im bardziej niestandardowe teren wybierzemy, tym lepiej i ciekawiej.
W urban golfie nie obowiązuje sztywna etykieta rozgrywki, nie trzeba płacić składek klubowych czy trzymać się ściśle wyznaczonego dress codu. Zasady, a także limity czasowe samodzielnie ustalają uczestnicy gry, dopasowując je do miejsca, w którym ma toczyć się potyczka. Jedyna zasada brzmi – bezpieczeństwo przede wszystkim. Ponadto miejscy golfiści używają innych piłeczek – zazwyczaj wykonanych ze skóry i wypełnionych gęsimi piórami. To zmniejsza prawdopodobieństwo dużych szkód, jakie mogą wyrządzić podczas zaciętej gry. Jeśli chodzi o kije do gry, można kupić nowy sprzęt lub skorzystać np. z wypożyczalni, czy kupić używany model na aukcji internetowej.
Podczas gdy w tradycyjnego golfa punkty zdobywa się za trafienie do każdego z 18 dołków, miejski golf daje nam prawdziwe pole do popisu, jeśli chodzi o to, gdzie należy trafić piłką, aby zapunktować. Może to być kosz na śmieci, butelka (można albo celować w nią tak, aby przywrócić lub, przy większym otworze, próbować umieścić piłkę w środku), hydrant, drzewa, tablice, latarnie, samochody (trafianie do otwartego bagażnika lub okna) itp.
Autor: Sylwia Stwora