„Spod kopyt lecą skry, hej lecą skry. Zmarznięta ziemia drży, hej ziemia drży. Dziewczyna tuli się, hej tuli się. Z kopyta kulig rwie, hej kulig rwie” - śpiewali przed laty Skaldowie. Kuligi dostarczały naszym przodkom niezmierzonych pokładów rozrywki w zimowe wieczory. Aby poczuć te wyjątkowe emocje, nie musisz już setny raz oglądać słynnych scen z „Potopu” Jerzego Hoffmana. Wystarczy, że tej zimy sam zorganizujesz kulig.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat kuligi zostały zepchnięte do niszy i tradycja ich organizowania przetrwała w zasadzie jedynie w górskich miejscowościach. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Wraz z rozwojem motoryzacji konie przestały być podstawowym środkiem lokomocji człowieka, a to właśnie sanie zaprzęgnięte w to szlachetne zwierzę są kwintesencją prawdziwego kuligu.
W miastach tymczasem rozpowszechniła się nowoczesna wersja kuligu, w którym sanki są podczepianie do samochodu (na wsi – do ciągnika rolniczego) mknącego osiedlowymi uliczkami. Nie trzeba chyba dodawać, że ta rozrywka jest daleka od prawdziwego kuligu, bardzo niebezpieczna i niezgodna z prawem. Jeśli policja drogowa lub straż miejska przyłapie Cię na prowadzeniu auta ciągnącego sznur sań, wówczas musisz liczyć się z mandatem w wysokości nawet kilkuset złotych oraz punktami karnymi.
Chcąc wziąć udział w kuligu z prawdziwego zdarzenia zasięgnij języka w okolicznych stadninach konnych, które w okresie zimowym na pewno zajmują się organizacją takich przejażdżek. Zbierz grupę krewnych i znajomych, ustalcie termin, który wszystkim Wam odpowiada i ruszajcie na śnieżną wyprawę. Oczywiście idealnym rozwiązaniem będzie kilka zaprzęgów złożonych z koni i dużych sań, ale możecie też postawić na jeden i przyczepionymi do niego mniejszymi sankami spiętymi ze sobą mocnym sznurem lub linką holowniczą, niemniej jednak z jazdy nimi ucieszą się tylko najmłodsi. Dorośli powinni zająć miejsca w dużych i wygodnych saniach.
Kuligowi musi towarzyszyć wyjątkowa oprawa. Jeżeli wyruszacie wieczorem, zabierzcie ze sobą płonące pochodnie (zachowajcie wszelkie środki ostrożności, bo z ogniem nie ma żartów) lub elektryczne lampiony. Kulig nie może też obyć się bez muzyki. Jeśli żadne z Was nie jest wirtuozem, wówczas pomyślcie o skorzystaniu z usług zespołu (najlepiej góralskiego), a w ostateczności sprzęt grający z dobrym nagłośnieniem również zda egzamin. Oczywiście podśpiewywanie jak najbardziej wskazane.
Pamiętaj, aby ubrać się ciepło, ale przewiewnie. Warto też zadbać, aby w każdych saniach znalazł się gruby pled, którym będziecie mogli się okryć. Zabierzcie ze sobą termosy z gorącą herbatą i przekąski regionalne, np. oscypki i chleb ze smalcem, które zaspokoją głód uczestników kuligu przed posiłkiem wieńczącym przejażdżkę.
Wspaniałym finałem kuligu będzie wielkie ognisko, na którym upieczesz z przyjaciółmi kiełbaski oraz podgrzejesz kociołki z myśliwskim bigosem. Wtedy też gorącą herbatę możecie zamienić na coś mocniejszego, najlepiej lokalne trunki, pamiętając przy tym o umiarze. Oczywiście woźnica i najmłodsi uczestnicy kuligu pozostają przy napojach bezalkoholowych.Na koniec odpalcie fajerwerki i obserwujcie jak na rozgwieżdżonym niebie wykwitają kolorowe wzory i rozbłyski.
Gdy wszystko będzie już zapięte na ostatni guzik, wówczas pozostaje Ci tylko trzymać kciuki, by pogoda dopisała i zapewniła grubą warstwę śnieżnego puchu.
*Aby dowiedzieć się o produkcie, kliknij w jego zdjęcie.
Autor: Sylwia Stwora