Dyscypliny sportowe, których uprawianie powoduje ogromny skok adrenaliny, gęsią skórkę i dreszcz ekscytacji na plecach, wcale nie są domeną letnich miesięcy. Miłośnicy sportów ekstremalnych nawet zimą nie będą narzekać na brak okazji, by spojrzeć strachowi prosto w oczy. Przedstawiamy najciekawsze z nich.
Sporty ekstremalne uprawiane w zimie można podzielić na takie, które wymagają dużego doświadczenia w jeździe na nartach lub dogłębnej znajomości zasad wspinaczki wysokogórskiej oraz na niewymagające tych umiejętności. W drugiej grupie plasuje się Icebiking, którego wynalezienie tradycyjnie przypisuje się Joe'mu Clarkowi. W angielskiej nazwie tej dyscypliny zawiera się pełnia jej założeń – jazda rowerem po lodzie. Tylko tyle i aż tyle, bowiem Icebiking zapewnia emocje, których próżno szukać w tradycyjnej formie kolarstwa - czy to szosowego, czy też górskiego. Ten zimowy sport ekstremalny cechuje najniższy „próg wejścia” dla nowicjuszy. Wystarczy tylko mieć w zanadrzu solidny rower MTB, specjalne opony wyposażone w kolce lub łańcuchy i spore zapasy dobrego humoru. Jazdę po lodzie można uprawiać zarówno na zamarzniętych stawach (o ile grubość pokrywy jest odpowiednia), jak też na sztucznych lodowiskach oraz na zaśnieżonych i oblodzonych trasach w górach.
W przypadku tej dyscypliny umiejętność jazdy na nartach jest nie tylko wymagana, ale wręcz uprawiać ją powinni wyłącznie doświadczeni miłośnicy białego szaleństwa. Freeride to nic innego jak jazda poza tradycyjnie wytyczonymi szlakami. W jej trakcie nie tylko unika się tłoku panującego na przygotowanych trasach, ale też można zachwycić się pięknem zaśnieżonych szczytów, do których nie dotarły jeszcze tabuny turystów. Najważniejsze są jednak emocje płynące z szusowania po niebezpiecznych i surowych stokach. Odmianą tej dyscypliny jest Heliskiing, który polega na przewożeniu narciarzy śmigłowcem na szczyt, gdzie rozpoczynają zjazd.
Połączenie freeride'u z arcytrudną wspinaczką wysokogórską. Przed zjazdem ze szczytu narciarz musi najpierw się na niego wspiąć. Oznacza to, że oprócz desek i kijków musi zabrać ze sobą również sprzęt wspinaczkowy: raki, czekany, liny itd. Ta dyscyplina przeznaczona jest dla najtwardszych narciarzy. Muszą bowiem nie tylko perfekcyjnie jeździć na nartach, ale również potrafić pokonywać nawet pionowe skalne ściany. Wyśmienita kondycja fizyczna jest więc nieodzowna, podobnie jak silny charakter i odporność psychiczna, zwłaszcza u osób chcąc uprawiać skialpinizm w pojedynkę.
Silnych mięśni i hartu ducha wymaga też Iceclimbing – wspinaczka po lodowcach lub zamarzniętych formacjach skalnych. Jest bardzo niebezpieczna, ale od 1908 roku, gdy pierwszy raz opisano jej zasady, stale przybywa osób ją uprawiających, głównie ze względu na nieosiągalny w innych dyscyplinach poziom adrenaliny. Oprócz żelaznej kondycji i znajomości technik wspinaczkowych niezbędna też jest umiejętność natychmiastowego dostosowywania sposobu wspinania do zmiennych warunków panujących na zamrożonym wodospadzie lub stromym śniegu.
Propozycja dla tych, którzy chcą oderwać narty od śnieżnej pokrywy. Snowkiting (nazywany niekiedy kiteskiingiem) to kitesurfing dostosowany do zimowych warunków – deskę surfingową zastępuje snowboard, a morskie fale – ośnieżona polana. Przy pomocy latawca pociągowego zawodnik może rozpędzić się na snowboardzie do prędkości 80 km/h, a najeżdżając na muldy lub wyskocznie nawet rozpocząć szybowanie kilka metrów na ziemią. Znaleźli się jednak i tacy, dla których snowkiting był za mało ekstremalny i opracowali Speed Flying. Na czym polega? Paralotniarz z przypiętymi nartami skacze z helikoptera i szybuje na lotni tak długo, aż nie dotknie śniegu. Gdy to nastąpi zaczyna zjeżdżać z prędkością dochodzącą do 100 km/h. Jest niebezpiecznie, ale niezwykle emocjonująco.
*Aby dowiedzieć się o produkcie, kliknij w jego zdjęcie
Autor: Sylwia Stwora