Czy można jednocześnie jeździć na nartach z zawrotną prędkością i czuć się jak podczas lotu na paralotni? Okazuje się, że tak. Speedriding łączy w sobie oba sporty serwując śmiałkom niezapomniane emocje i oglądanie niesamowitych widoków.
Punktem wyjścia do stworzenia speedridingu był speedflying, czyli ekstremalne poczynania paralotniarzy w zaśnieżonych górach polegające na takim starcie na paralotni, aby lot odbywał się nisko nad ziemią, a jednocześnie można było osiągnąć zawrotne prędkości. Najpopularniejszymi speedriderami, będącymi też pionierami tego sportu są Francois Bon oraz nieżyjący już Antoine Montant i Mathias Rotten. W Polsce również nie brakuje osób wyczynowo uprawiających speedriding. Istnieje nawet specjalna grupa Prowing.pl Speedriding Team, której poczynania zarówno w Tatrach, jak i Alpach można śledzić na ich stronie internetowej.
Do speedridingu, który polega na zjeździe ze stromych stoków, z którego przechodzi się do lotu, używa się specjalnego skrzydła o średniej powierzchni 7-12 m kw. wyposażonego w uprząż oraz lekkich nart i butów narciarskich. Potrzebny jest także wszelkiego typu sprzęt narciarski, czyli gogle, składane kijki i kask. Dobrze jest też mieć przy sobie lokalizator satelitarny, mapę terenu i telefon komórkowy – na wypadek konieczności wezwania pomocy.
Aby uprawiać ten ekstremalny sport niezbędne jest precyzyjne opanowanie dwóch umiejętności – jazdy na nartach oraz latania na paralotni (kurs pilota na paralotnię). To pozwala na lot z nartami na stoku o niewielkim nachyleniu i pod czujnym okiem instruktora. Osoby, które chciałyby mocniej związać się z speedridingiem muszą przejść odpowiednie szkolenia.
Autor: Sylwia Stwora